wczasy, wakacje, urlop
18 May 2012r.
ROWOKÓŁ - Góra nad jeziorem Gardno, nie opodal słowińskiej wsi Smołdzino w powiecie słupskim, niegdyś była miejscem kultu pogańskich Pomorzan. Na jej szczycie palono święty ogień, którego płomień w nocy, a dym we dnie wskazywał drogę żeglarzom. Ta tradycja ognia jako znaku nawigacyjnego trwała i w czasach chrześcijaństwa; jeszcze około 1680 roku książę de Croy przekazał w testamencie znaczną sumę na budowę wieży-latarni, czemuś jednak jego wola nie została wykonana. O związkach góry z morzem świadczyła też kaplica murowana, wzniesiona na szczycie Rowokołu pod wezwaniem Sw. Mikołaja, patrona rybaków, marynarzy i... korsarzy. Podobno, kiedy burzono ją w okresie reformacji, dzwon kapliczny stoczył się do płynącej u podnóża Rowokołu Łupawy, gdzie jest ponoć do dziś. W innej opowieści związanej z dziwną górą, wyrastającą z dala widocznym stożkiem, porosłym lasem, nad krainę torfów i błot, mowa o piratach, którzy mieli się tu ufortyfikować. Stąd ma pochodzić nazwa Rowokół: miejsce otoczone rowem i częstokołem. A piraci mieli dać początek pomorskiemu rodowi rycerskiemu Będzimirów. Wszystko to jednak tylko opowieści, tak naprawdę tajemnice Rowokołu są wciąż jeszcze nieznane. Ciągle jeszcze czekają na archeologów. Po zboczu Rowokołu wspina się stary cmentarz. Na większości jego tablic nagrobnych odczytać można nazwiska prawowitych gospodarzy tej ziemi: Borkowskich, Klicków, Kolbowskich, Pro-yów, Kamińskich, Kirków... Rowokół, święta góra Słowińców (patrz pod S), trwa, spoglądając na rozległą równinę, na jeziora Gardno i Łebsko, na morze. ROZEWIE Dojdziemy tu piękną szosą od Władysławowa wiodącą przez pola i jary zarośnięte złotym żarnowcem i liliowym wrzosem. Wzgórze Rozewia z biało-czerwoną blizą (patrz pod B) panuje nad całą okolicą. Niegdyś rozewska latarnia, której historia sięga XVI stulecia, a tradycja — zamierzchłych czasów, stała jakby na wyspie, otoczona morzem i moczarami. Obecną wieżę wzniesiono w roku 1821. Aż do pierwszej wojny światowej przez kilka wieków latarnikami z ojca na syna byli tu Kisterowie. Niedostępna Kępa Rozewska żywiła ich i chowała. W latach pięćdziesiątych, w czasie robót ziemnych, natrafiono w pobliżu latarni na ich osobliwy rodzinny cmentarz. Rody latarników miały piękne tradycje, latarnicy — swoje legendy uwieczniane w literaturze. Pięknym tematem byłoby życie latarnika Wzor-ka z Rozewia. Leon Wzorek, uczestnik Batalionu Morskiego w roku 1918, wchodził w skład pierwszej załogi pierwszego okrętu Polskiej Marynarki Wojennej ORP „Pomorzanin". W roku 1920 został odkomenderowany na Rozewie jako pierwszy latarnik w odrodzonej Polsce. To on u-gruntował legendę Żeromskiego w rozewskiej latarni, on był inspiratorem stworzenia tu muzeum wielkiego pisarza. Leon Wzorek nie wycofał się w roku 1939 na Hel wraz z wojskiem. Pozostał na posterunku, ukrywając części urządzeń latarni przed hitlerowcami Męczony przez gestapo w więzieniu puckim, został potem zamordowany, prawdopodobnie w Piaśnicy (patrz pod P). Poświęcono mu po wojnie tablicę pamiątkową w murze rozewskiej latarni. Obecnym kierownikiem blizy jest jego brat, Władysław Wzorek. Dziś bliza rozewska jest najpotężniejszą latarnią morską na Bałtyku. Jej wysokość wynosi dwadzieścia pięć metrów, widoczność sięga czterdziestu dwóch kilometrów, a siła światła równa jest pięciu milionom świec. Latarnia wspomagana jest buczkami przeciwmgłowymi oraz radio latarnią, nadającą cztery razy na godzinę specjalne sygnały odbierane przez statki. W roku 1933 nadano latarni w Rozewiu imię Stefana Żeromskiego i wmurowano tablicę pamiątkową. Hitlerowcy zniszczyli ją w 1939 roku. Po wojnie, w dwudzie-stopięciolecie śmierci Żeromskiego, Wojewódzka Rada Narodowa w Gdańsku ufundowała nową tablicę spiżową ku czci wielkiego piewcy morza. Od roku 1963 mieści się w rozewskiej blizie Muzeum La-tarnictwa. ROZTRĘBARCHY Roztrębarchy albo Roztrę-bacze, jak mówią na północnych Kaszubach, to młodzi, beztroscy ludzie, skorzy do psot i figlów. Tworzyli oni po wsiach kaszubskich osobliwe bractwa, tradycją sięgające zamierzchłych czasów. Istniała bardzo dawna zabawa, zwana „Roztrębarcha gonie". Polegała na tym, że wysyłano kogoś niewtajemniczonego w mróz i wiatr pod krzak lub pod most i kazano przycupnąć z otwartym workiem i czekać na tajemniczego Roztrębarcha. Inni mieli go naganiać i wpędzić do wora. Długo przetrzymywano delikwenta pod owym krzakiem, potem zaś jeszcze dłużej o-fiara żartu była przedmiotem kpin we wsi. Przywilejem bractw Roztrę-barchów były „sądy", sprawowane doraźnie między Godami (patrz pod G) a Nowym Rokiem nad bliźnimi, nad siłami przyrody, nad całym rokiem starym. Od razu też wykonywano zasądzane „wyroki". A więc na przykład do największego pijaka we wsi, gdy wracał przez las z karczmy, członkowie bractwa wołali: „Pódź, pódź, w piekle ju czekają na cebie!" i puszczali jego własnego psa z latarką na grzbiecie, by pijak myślał, że to diabeł już tak się do niego łasi. Pyszałka, przechwalającego się odwagą, straszyli trupią czaszką z — bani, ze świecą w środku. Notorycznie przeklinającemu przywiązywali kukłę Purtka do drzwi, że niby oto pan z piekieł zgłasza się na wezwanie. I tak dalej. Trybunał Roztrębarchów składał się z sędziego, prokuratora i obrońcy, a ten z bractwa, kto wymyślił najlepszy kawał-„wy-rok", otrzymywał tytuł „Franta". Tę tradycję ludową dla sceny amatorskiej poetycko utrwalił Franciszek Sędzicki w sztuce Roztrębachy czyli zabijanie starego roku. Samo określenie w wersji północnej: „Roztrębacze", wykorzystał zespół żywego słowa, zorganizowany przy redakcji „Kaszebe" przez Jana Piepkę, posługując się nim jako nazwą w czasie swego kilkumiesięcznego istnienia i występów. Roztrębarch to również tytuł sztuki obyczajowej Jana Rompskiego (patrz pod R). Roztrębaczem - demonem, który miał siedzieć w zbożu, straszono też niegdyś dzieci. Kłusownicy zwali roztrębaczem zająca... A w potocznym znaczeniu „roztrębarch" mówi się o człowieku hałaśliwym i nieco narwanym.